05.12 w
środę miało miejsce wielkie wydarzenie. Jak co roku, Tajowie świętują urodziny
swojego Króla – ภูมิพลอดุลยเดช , którego imię ceremonialne brzmi:
Jego Wspaniałość, Wielki Pan, Siła Ziemi, Nieporównywalna Moc, Syn Mahidola,
Potomek Boga Wisznu, Wielki Król Syjamu, Jego Królewskość, Wspaniała Ochrona czyli Bhumibol Adulyadej.
Najdłużej panujący i jeden z najbogatszych monarchów świata (według magazynu „Forbes” – ok. 30 mld dolarów) skończył 85 lat.
Najdłużej panujący i jeden z najbogatszych monarchów świata (według magazynu „Forbes” – ok. 30 mld dolarów) skończył 85 lat.
W Tajlandii, ten dzień jest bardzo ważny i obchodzony ogromnie
uroczyście. Urzędy, szkoły i większość miejsc jest zamknięta. To dzień wolny od
pracy. Ludzie świętują razem w tłumie ubrani na żółto, który jest kolorem
Władcy, urodzonego w poniedziałek. - Do każdego dnia tygodnia przypisany jest inny
kolor, mający swoje znaczenie. Niektórzy ludzie wiwatowali ubrani na
różowo, upamiętniając w ten sposób, iż Król wygrał walkę z ciężką chorobą. Gdy
opuszczał szpital, miał na sobie strój w takim właśnie kolorze.
Ja świętowałam urodziny Króla przez dwa dni J 04.12 we wtorek, szkoła w której
uczę, zorganizowała dzień otwarty dla rodziców. Mogliśmy podziwiać wspaniałe
dekoracje i występy przygotowane przez
dzieci. W tym samym dniu, obchodzony jest również dzień ojca. Dlatego też, szkoła
została ozdobiona licznymi laurkami i rodzinnymi zdjęciami. Było naprawdę miło
i serdecznie.
Następny dzień był wolny, ale nie do końca... ponieważ miałam
pierwsze zajęcia z tajskiego! :)
Dzięki Sylwii poznałam Qina, który jest Chińczykiem. Na spotkaniu, zapytałyśmy go czy nie mógłby polecić nam jakiegoś tajskiego nauczyciela. Od trzech tygodni kogoś szukałyśmy, ale niestety nikt nas nie chciał uczyć. Niestety muszę to przyznać, ale Tajowie są bardzo leniwi. Ciągle narzekają, że są „busy i tired”, ale to już historia do kolejnego posta :)
Dzięki Sylwii poznałam Qina, który jest Chińczykiem. Na spotkaniu, zapytałyśmy go czy nie mógłby polecić nam jakiegoś tajskiego nauczyciela. Od trzech tygodni kogoś szukałyśmy, ale niestety nikt nas nie chciał uczyć. Niestety muszę to przyznać, ale Tajowie są bardzo leniwi. Ciągle narzekają, że są „busy i tired”, ale to już historia do kolejnego posta :)
Tak się szczęśliwie
złożyło, że nieopodal w sąsiedztwie osiedla na którym mieszka nasz znajomy
chińczyk, jest market, gdzie od czasu do czasu, jego koleżanka Nuss, czyli Nuth
pomaga swojej mamie. Ponieważ byliśmy głodni i spragnieni, poszliśmy tam coś
zjeść.- Swoją drogą, bardzo lubię takie
miejsca. Wszystko jest świeże. Sprzedawcy na naszych oczach obierali owoce i
warzywa, aby przegotować pyszny sok. Ananasy, mango, marchewki, liczi, dragon eye i … durian. No może oprócz
tego ostatniego, wszystko było znakomite! Jak się okazało, Nuss była na
miejscu. Bardzo się ucieszyła na nasz widok. Rozmawiała z nami po angielsku.
Jako jedna z nielicznych tu osób, robi
bardzo dużo rzeczy na raz. Studiuje chiński na uniwersytecie, pomaga rodzicom w
pracy i dodatkowo udziela korepetycji. Dlatego też od razu zgodziła się by zostać naszą nauczycielką!
Razem z Sylwią byłyśmy przeszczęśliwe. Haa! A oprócz tego będę mogła
kontynuować naukę chińskiego. Z Qinem of course :)
od lewej: Qin, Sylwia, ja i NussPierwsze zajęcia z tajskiego były wyjątkowe i na pewno zostaną w mej pamięci przez długi czas. Oczywiście dlatego, że wypadły w tak zaszczytnym dniu jakim są urodziny Króla, ale również ze względu na ciekawy mix kulturowy. Na naszą lekcję, Nuss przygotowała świeczki oraz dwa podręczniki. W spotkaniu towarzyszył Qin. Zajęcia wyglądały naprawdę ciekawie, ponieważ ja z Sylwią mówiłyśmy po angielsku (pod nosem po polsku J), Qin, Nuss i ja po chińsku, a razem próbowaliśmy sklecić coś po tajsku. Było naprawdę zabawnie. Po dwóch godzinach, które zleciały jak z płatka, musieliśmy kończyć. Minęła już 19 i zostaliśmy zaproszeni przez lokalnych mieszkańców, aby wspólnie przed telewizorem wystawionym na zewnątrz oglądać wystąpienie pani premier…
Tłum zebrał się na osiedlu w miejscu gdzie znajduje się ołtarzyk
Króla.- A tak na marginesie, wizerunek jego Królewskiej Mości jest wszędzie. W
każdym miejscu na ścianie wisi przynajmniej jeden jego obraz. Tajowie go
kochają. Temat ten najlepiej potraktować jako tabu. Za obrazę majestatu są
surowe kary. - Wszyscy razem zapaliliśmy świeczki i odśpiewaliśmy kilka pieśni.
Niektórzy byli głęboko wzruszeni, ale szczęśliwi. Było już ciemno. Kolorowe
lampiony i światełka wprowadziły niesamowity nastrój. Tajowie po kolei dziękowali mi i Sylwii, że
spędziłyśmy z nimi ten wyjątkowy dla nich wieczór. Kolejny raz udało mi się
poczuć z tymi ludźmi jakąś więź. Dla białego taka sytuacja jest rzadkością. Tajowie
potrafią być uroczy, a to przeżycie było po prostu magiczne..
Komentarze
Prześlij komentarz