Drodzy Czytelnicy!
Będę szczera do bólu.
Dziękuję Wam z całego serca za naszą wspólną przygodę na Blogu. Każdy początek ma swój koniec. Po ponad 10 latach pisania artykułów o krainie uśmiechu, zdecydowałam na koniec! A właściwie to zakończeniu pewnego etapu. Koniec z Alicją z krainy Tajów czy Majów. Zostaje już „tylko” Alicja!
Dlaczego?
Po pierwsze, już od dawna nie jestem Alicją z krainy Tajów. Bangkok pożegnałam (jak na razie bezpowrotnie) w 2017 roku, czyli dość dawno temu. Nie oznacza to, że wróciłam od razu do Polski. - Co to, to nie! Z duszą na ramieniu, jak zwykle ryzykując wiele, Porwałam się, na jeszcze większe szaleństwo. Jeśli ktoś czytał moją książkę "Alicja w krainie Tajów" do końca, to wie, co było dalej. Ci z Was, którzy nie mieli okazji zapoznać sie z ostatnim rozdziałem, dowiedzą sie teraz!
Otóż po pięciu latach mieszkania w Azji, zdecydowałam się na zmianę o sto osiemdziesiąt stopni. Spakowałam cały (najistotniejszy) dorobek w kilka walizek i odbyłam najdłuższy lot w moim życiu.
Z lotniska Suvarnabhumi w Bangkoku "teleportowałam" się na lotnisko Benito Juárez w Mexico City. Teleportacja zajęła mi "zaledwie" 47 godzin i jedno międzylądowanie w Japonii. - Swoją drogą mam ważenie, że te podróże samolotem są jakieś magiczne. Nie wiem czy podzielacie moje zdanie, ale ja zawsze mam na pokładzie najgrubsze rozkminki. Zastanawiam sie przede wszystkim nad końcem świata. Oczywiście przez pryzmat mojej egzystencji i tego co by było, gdyby mnie nie było. Tak właśnie łapię się, na czarno myślicielstwie i ganię za przywoływanie koszmarów na jawę. Z automatu jednak, wracam do trudnego gdybania i przerabiam w głowie najbardziej skomplikowane scenariusze, w których jestem ofiarą.
Ma to też swoje plusy, bo po lądowaniu byłam gotowa na wszystko. Byłam, jak damski Rambo. Kroczyłam półżywa z niewyspania, niewygody i siedzeniu w jednej pozycji przez prawie dwa dni, ale szłam dalej. Szłam naprzód.
W każdym razie zostałam w Meksyku. Spodobało mi się. Znów coś nowego. Nieznanego i cholernie ekscytującego. Do tego ta piękna pogoda i słońce. Za zimą nigdy nie tęskniłam. Meksyk stał się moim nowym domem. Wiele aspektów mi się podobało, ale tyle samo denerwowało. Jasne, nigdzie nie jest idealnie, dlatego moim zadaniem było, nauczyć się żyć z tym, co mnie tutaj drażni. Najgorsze było traktowanie zwierząt i dzieci. Psy, które całe życie siedzą na dachu w upale, czy nieletnie dziewczynki w kolejnej ciąży. - Nie rozumiały, że od uprawiania seksu bez zabezpieczenia dochodzi do zapłodnienia! - Nie jednej to tłumaczyłam, bo takie rozmowy są nie na miejscu. Tabu!
Nie raz płakałam. Z bezradności. Z niesprawiedliwości. Nie umiałam się z tym pogodzić. Nie skłamię, mówiąc, że musiałam przepracować w głowie - te makabryczne meksykańskie realia - przez setki godzin. Może miesięcy. Najtrudniejsze przeżycia dla mnie?
Jest ich wiele. Napewno, gdy porwano mojego psa. Do końca życia, będę się zastanawiać co się stało z Princess. Miało to miejsce na dwa dni przed moim ślubem.
Ale teraz z perspektywy czasu cieszę, że to „tylko” pies, a nie mój synek…
Liczne trudne momenty dopadły mnie, gdy byłam w ciąży.
A najtrudniejsze?
Kilka dni po porodzie, dowiedziałam się, że człowiek, za którego wyszłam za mąż, który jest ojcem mojego dziecka, kłamie. Uwierzcie mi, zdrada to przy tym ”pikuś”. Znam doskonale uczucie "rozpadania się na kawałki". Mimo wszystko zostałam. Rambo w spódnicy szedł dalej! Kolejne lata tym razem w Meksyku. - O tym opowiadam w kolejnej książce "Alicja w krainie Majów". - Pytanie tylko, czy kiedykolwiek ją wydam? Nie wiem. Pierwsza moja książka nie sprzedaje się praktycznie wcale. Mówię o tym otwarcie. Czy to dlatego, że nie jestem nikim znanym i nie mam znajomości w polskich mediach? Może Polacy nie lubią czytać? A może moje książki są słabe? Cieżko mi ocenić siebie samą. 🙏🏻
W tym akapicie, dochodzę do sedna sprawy. Słuchajcie - To koniec Alicji. Mój koniec. W tym momencie muszę skupić się przede wszystkim na moim dziecku i naszych trudnościach związanych z jego spektrum. Na mieszkaniu w Polsce po 12 latach nieobecności. Przede mną wiele niewiadomych, jak sprawa rozwodowa. - Jezu, jak to w ogóle brzmi?! Biorę rozwód!
Życie to największa przygoda, która dzieje się nawet bez podróżowania. Za kilka dni kończę 37 lat i zaczynam wszytko od początku. Od zera. Trzymajcie proszę kciuki.
A jeśli ktoś chciałby pozostać w kontakcie, polecam mój podcast OCZAMI ALICJI, dostępny na Spotify, Apple podcast, Amazon Music oraz Google podcasts.
Do usłyszenia!
Love.
Alicja
Alicja.. wiem jak to jest zaczynać od nowa. I dokładnie w tym momencie to robię. Moja historia jest zupełnie inna niż Twoja ale final ten sam. Start w Polsce po powrocie po kilku latach nieobecności. Zderzenie z polskimi realiami od których odwykłam. Co miałam zostawiłam. Startuje od zera z dziećmi.
OdpowiedzUsuńZycze Ci wszystkiego dobrego. Poukładasz sobie wszystko. Tak samo jak i ja. :) Powodzenia.
Dziękuję Ci za komentarz. To dużo dla mnie znaczy. Ściskam Cię Anonimku ❤️
Usuń